sobota, 1 marca 2014

Prolog

Niedawno zaczęłam  pisać książkę. Mam nadzieję, że tym razem ją dokończę. Jest ona mocno zwariowana i występuje w niej wiele istot mitycznych. Może komuś się spodoba.


Prolog

Nazywam się Sandy Ahly jestem dziennikarką i pracuje dla gazety ,,Czas Wybrzeży”. Opisuje ona stare budowle stojące nad brzegiem morza i nie tylko. Trzy dni temu dostałam od szefowej zlecenie, abym udała się na wyspę Flamingów. Swoją nazwę zawdzięcza ona stadom  flamingów żyjących nad jej brzegiem. Miałam napisać reportaż o architekturze zamku  z ok. XV wieku, który był zamieszkiwany przez książęcy ród Anhiriadów. Mieszkali tam aż do XIX wieku, kiedy ostatnia potomkini rodu zaginęła w nieznanych okolicznościach. Ponieważ groziła mi utrata pracy szybko się spakowałam i pożegnałam z rodziną. Następnego dnia ruszyłam na wyspę motorówką, bo spóźniłam się na samolot. Niestety podczas podróży zerwał się silny wiatr i pomimo moich wysiłków motorówkę zepchnęło na nieznaną wyspę. Chwilę później bojąc się by znowu gdzieś mnie nie zniosło zacumowałam łódkę do brzegu. Rozejrzałam się po okolicy. Była to niewielka wyspa, u której brzegu stała mała chatka. Postanowiłam wejść do środka i poczekać na świt. Była ona bardzo stara. Na środku stał stół, ale jego blat zarosła trawa i wyglądał jakby miał się za chwilę rozlecieć. Przez dziurawy dach wlatywała do środka woda, odżywiając rośliny, które zarosły całą podłogę. W kącie stało zapadłe i przegniłe łóżko z podartym niegdyś białym baldachimem. Po prawej stronie od wejścia była ogromna komoda. Stały na niej stare, wyblakłe zdjęcia. Nieco dalej ujrzałam przegryzione przez korniki biurko, na którym leżał notes z zszarzałą ze starości okładką. Widoku dopełniały małe okienka z powybijanymi szybami i zapach stęchlizny.
-Z zewnątrz wyglądała lepiej - mruknęłam pod nosem, ale ponieważ dalej lało nie zamierzałam tak szybko stąd wychodzić. Usiadłam na trawie i szybko ściągnęłam buty. To był zły pomysł by je kupić – pomyślałam masując obolałe stopy. Zaczynałam już się nudzić, wiec rozejrzałam się po pokoju. Mój wzrok padł na szarą, postrzępioną okładkę notesu. Szybko podeszłam i wzięłam go do ręki. Nie wyglądał niezwykle, ale wiedziona ciekawością chciałam go przeczytać. Wróciłam do swego kącika na trawie i otworzyłam rękopis.  Mym oczom ukazał się stary wiersz.
Pod spodem był data 1826 i stara pieczęć rodowa. Szybko przewróciłam stronę.

Co do tytułu to go jeszcze nie wymyśliłam radosna buźka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz